Co za gemela! Trza to ruk cuk porychtować! Artykuł nie ma poprawnego formatowania treści, prawdopodobnie brakuje wielu linków i poprawnego podziału na sekcje. Popraw go, żeby inni mogli łatwo z niego korzystać. |
Przechadzki po mieście, początkowo publikowanie przez Marcelego Mottego w formie felietonów w Dzienniku Poznańskim w latach 1888-91.
Niejedno widziałem, niejednom słyszał, z niejednym, co tu żyli, ściślejsze łączyły mnie związki, będę ci więc mógł powiedzieć to i owo, o czym zapomniano, o czym byś się od innych znajomych twoich już nie dowiedziałMarceli Motty
Tak mówił autor Przechadzek po mieście do swego towarzysza, pana Ludwika, zapraszając go na pierwszy spacer po Poznaniu. Spacerów było potem więcej, a wszystkie nostalgiczne, przepojone tęsknotą za miejscami, których już nie ma, ulicami, które żyją innym rytmem, w końcu ludźmi, którzy odeszli i powrócić mogą jedynie we wspomnieniach. Żal autorowi Przechadzek Poznania lat młodości, jak żal utraconych lat dziecięcych i młodzieńczych, które nie powrócą. Wszystko, co dotyczy miasta 1 poł. XIX wieku wydaje się wspaniałe i piękne, a więc życie ciekawsze i bardziej urozmaicone, ład jakiś i porządek większy, a ludzie lepsi i mądrzejsi. Nie ma się zresztą co dziwić, była to przecież epoka Marcinkowskiego, Cegielskiego, Libelta, Niegolewskiego, Edwarda Raczyńskiego... Wszystkich ich autor znał, z niektórymi się przyjaźnił, wielu niezwykle cenił.
Dziś fantazja opuściła poznaniaków, rzeczywistość przygniata, złudzenia prysły, a nadziei już nie ma. Wszystko ponure i w czarnych rysuje się barwach. Dokąd więc uciec, jak nie w lata młode i szalone i gdzie szukać otuchy, jeżeli nie w dawnych bohaterach. I tak prowadzi nas starzec zakochany w mieście swej młodości zaułkami, placami i ulicami dawnego Poznania, nie opuszczając żadnego domu, nawet mieszkania, bo przez swoje długie życie poznał wielu ludzi i z wieloma pozostawał w bliskich stosunkach. Tych, których nie znał, a byli tego warci, opisał także i w ten sposób stworzył galerię setek postaci, a niektóre z nich, dawno zapomniane, żyją już tylko na kartach jego wspomnień. Tak samo, używając swego barwnego języka i potoczystego stylu, ocalił od zapomnienia wiele zakątków miasta, szczegółów niekiedy drobnych, wówczas nieistotnych, a dziś ważnych nie tylko dla historyka, ale dla każdego, któremu bliskie są dzieje miasta i chce je dobrze poznać. Nie znajdzie ich nigdzie indziej, bo niewiele wspomnień z tego okresu przetrwało do naszych czasów, a zresztą nie wszyscy umieli je utrwalić tak, jak pan Ludwik w swoim przewodniku.